Chcę pracę…..w Tajlandii!

Przez Gringo
Opublikowany w Emigranci i emeryci
tagi: , ,
20 stycznia 2021

Często młodsze osoby, które kliknęły kilka razy wakacje in Tajlandia byli, czasami chcą podjąć pomysł szukania pracy w tym pięknym kraju.

Zawsze ładna pogoda, dobre jedzenie, tanio i może romans z piękną Tajką, czego chcieć więcej. Poniżej historia kierownika personalnego dość dużej firmy informatycznej w Bangkoku:

„Prawie codziennie dostaję podania o pracę od obcokrajowców, z których prawie wszystkie po przeczytaniu lądują prosto w koszu. Szansa, że ​​„przyszły emigrant” przyjedzie i będzie dla nas pracować, jest praktycznie zerowa. Głównym tego powodem jest to, że od razu widzę, że cudzoziemiec chce pracować w Tajlandii po pierwsze, a po drugie w mojej firmie. Moja firma może nawet zająć trzecie, czwarte lub piąte miejsce, ale tak czy inaczej, rozmawiam tylko z osobami, które są wyraźnie zainteresowane moją firmą. Większość kandydatów zrobi wszystko, aby pracować w Tajlandii.

Istnieją dwa rodzaje „potencjalnych emigrantów”. Pierwszą kategorię nazywam wczasowiczami. Ci ludzie są podróżni szukam bazy do podróżowania po Tajlandii i krajach sąsiednich. Bangkok jest do tego oczywiście idealny, lepszy niż np. z Amsterdamu czy Groningen. List motywacyjny zazwyczaj zawiera coś w stylu:… „Bardzo dobrze znam kulturę tajską/azjatycką/dalekowschodnią, w której byłem kilka razy na przestrzeni lat…bla, bla, bla”.

To świetnie, ale odwiedzanie miejsca lub regionu jako turysta i praca tam to dwie zupełnie różne rzeczy. Z piwem w ręku przy basenie różni się od codziennej walki w korku Bangkoku o dojazd do pracy i powrót do domu. Jeśli trzeba przepracować weekend, żeby dotrzymać terminu ważnego projektu lub ktoś musi przyjść do biura o 3 nad ranem na ważne spotkanie z relacją w USA (różnica czasu), musimy móc liczyć na je obliczyć. Może to być niezgodne z planami tego pracownika, który akurat miał inne plany, np. wyjście na miasto czy coś w tym stylu.

Krótko mówiąc, ci kandydaci chcą, abyśmy sponsorowali ich podróże, a kiedy „skończą” z Tajlandią, przenoszą się w inne miejsca. Przepraszam, nie mogę użyć tych ludzi, więc list jest gotowy do starej gazety. 

Druga kategoria to kandydaci z zacięciem romantycznym. „Szanowny Panie, chciałbym pracować w Tajlandii, ponieważ niedawno poznałem miłą Tajkę i planujemy pobrać się i osiedlić w Tajlandii… bla, bla, bla.

Przepraszamy, znowu taki kandydat nie jest odpowiedni z góry. Może być całkiem zadowolony ze swojego „Nida”, ale skąd mam wiedzieć, czy to będzie długi i solidny związek. Jest to ważne dla mojej firmy, ponieważ jeśli coś pójdzie nie tak po krótkim czasie, możemy ponownie rozpocząć procedurę aplikacyjną.

Firmy w Tajlandii muszą z góry zainwestować sporo czasu i pieniędzy przy zatrudnianiu zagranicznych pracowników, takich jak odpowiednia wiza, pozwolenie na pracę, ubezpieczenie zdrowotne, koszty zakwaterowania itp. Po zatrudnieniu nowy personel nie będzie od razu w 100% produktywny, ponieważ w pierwszych miesiącach szuka mieszkania, załatwia połączenie telefoniczne/komputerowe itp., a także potrzebuje czasu na wszelkiego rodzaju inne sprawy administracyjne. Jeśli więc informatyk wróci do swojego kraju po rozpadzie związku, firma straci czas i pieniądze. I.. spójrzmy prawdzie w oczy, nie zostałem zatrudniony do tego jako kierownik personalny.

Przykład: potrzebowałem kogoś na skromne stanowisko „inżyniera wsparcia” u jednej z naszych relacji. Zgłosił się doświadczony konsultant IBM i zaprosiłem go na rozmowę. Po co mu ta praca, zapytałem i dostałem niejasną odpowiedź, że poznał „kilka osób” w Bangkoku i chciałby tam pracować. Boże,… kilka osób, więcej niż jedna? Nie wszedłem w to od razu. Postanowiłem zabrać go do klienta, aby pokazać mu środowisko, w którym będzie pracował. W tej firmie siedzieliśmy wokół taniego metalowego biurka w obskurnym małym biurze, z wszelkiego rodzaju kablami sieciowymi porozrzucanymi po podłodze. Skarżący siedział tam w swoim dobrze skrojonym garniturze z drogim jedwabnym krawatem Jima Thompsona, podczas gdy personel biegał w dżinsach, nagich dresach lub w wiatrówce z reklamą na plecach. Witamy w realiach ekspackiego miejsca pracy. Nie mogłem sobie wyobrazić, dlaczego farang miałby rezygnować z prawdopodobnie dobrze płatnej pracy w swoim kraju, aby pracować w Tajlandii. Tylko dlatego, że „zna niektórych ludzi”?

Same litery, coś w tym stylu. Często można zobaczyć, że pisarz po prostu wysyła swoją aplikację do kilku firm, bo pozdrowienie jest wtedy „do Kierownika IT/Menedżera HR/CEO”. Jeśli nie zawracasz sobie głowy adresowaniem listu do nikogo osobiście – w naszym przypadku dyrektorzy są wymienieni z nazwiska na stronie internetowej – już wiem, że to nic takiego. Nawiasem mówiąc, najmilszym pozdrowieniem jest „Do kogo to może dotyczyć” (do kogo to może dotyczyć), cóż, nas to w ogóle nie dotyczy. 

Mógłbym też zostać kolekcjonerem znaczków pocztowych, bo listy pochodzą z wielu krajów. Jak mam rozmawiać z tymi ludźmi przez telefon? Dobrze, ale często kończę szybciej z kimś, kto już tu mieszka i kto może zacząć, że tak powiem, w następny poniedziałek. Szanse na kogoś za granicą są zatem praktycznie zerowe. Dodatkowo, jeśli kogoś potrzebujemy, zamieszczamy ogłoszenie, więc wysłanie niechcianego listu motywacyjnego mija się z celem.

Dodam jeszcze trochę. Długoterminowe perspektywy ekspatów IT nie są już tak dobre jak 10 lat temu. Tajowie, którzy już skończyli studia, coraz lepiej mówią po angielsku, a także rozumieją informatykę. Bardzo niewielu Farangów biegle włada językiem tajskim, czasami słuchanie jest nadal możliwe, ale rozmowa jeden na jednego staje się problemem. Jest też wysokość wynagrodzenia. Mogę zatrudnić 10 tajlandzkich absolwentów informatyki w cenie 1 programisty Farang IT.

To jest sedno sprawy. Zagraniczny informatyk nie może konkurować ceną i umiejętnościami językowymi miejscowej ludności. Chcą pracować tylko w Tajlandii, ale z niewłaściwych powodów. Okay, powody są oczywiście dla niego ważne, ale niewystarczające dla naszej firmy.

Wreszcie dźwięk pozytywny, bo możliwość pracy tutaj nie jest całkiem niemożliwa. Szansę mają informatycy ze specjalnymi umiejętnościami, których nie można znaleźć w Tajlandii. Ludzie sami wiedzą, czy mają tę specjalną umiejętność i nie są tylko programistami Java. Zachowam te listy przy sobie, na wypadek gdyby taka osoba była potrzebna. Osoby, które się kwalifikują, to na ogół obcokrajowcy, którzy są małżeństwem (z Tajlandczykiem) od dłuższego czasu, a najlepiej nawet mają dzieci. To mniej więcej gwarantuje ciągłość.

Niedawno potrzebowaliśmy starszego konsultanta IT i ogłosiliśmy go w Bangkok Post. Nie można było aplikować online, w przeciwnym razie otrzymalibyśmy zgłoszenia z całego świata. Idealnym kandydatem był mężczyzna po czterdziestce ze Szkocji, który „okopał się” w Buriram, aby zbudować dom dla siebie i swojej tajskiej rodziny. Zrezygnował z poprzedniej pracy w tym celu i teraz chciał wrócić do pracy.

Krótko mówiąc, dla wczasowiczów i romantyków praca w Tajlandii jest niewielka lub żadna. Idealnymi kandydatami są ci, którzy mieszkają tu od dłuższego czasu, ewentualnie znają język i mają wystarczające doświadczenie”.

Krótki artykuł (w luźnym tłumaczeniu) autorstwa anonimowego pisarza na stronie Stickman.

14 odpowiedzi na „Chcę pracować…..w Tajlandii!”

  1. Bryant mówi

    Jego firma nie będzie więc tak wyjątkowa, jeśli tylko otrzyma takie prośby…
    Istnieją inne możliwości życia i pracy w Tajlandii, więc nie zniechęcaj się jedną osobą, która, jak mam wrażenie, woli nie pracować z „farrangami” z pewnych powodów.

    • Maryse mówi

      Przepraszam Bryant, ale twoje stwierdzenie jest zbyt przesadzone i krótkowzroczne. To, o czym jest ten tekst (dzięki Gringo) to „otwarta aplikacja”. I nie inaczej jest w Holandii czy gdziekolwiek indziej w Europie. Ogólny list do działu kadr jest tam również zwykle wyrzucany do kosza. Tylko raz wnioskodawca otrzymuje wiadomość, że nie ma wakatu.
      Jak mówi ten pan, jego firma umieszcza wakat na stronie internetowej. Wtedy możesz aplikować z solidnymi argumentami, co oznacza, że ​​naprawdę jesteś zainteresowany tą firmą.

    • Johna Scheysa mówi

      Wbrew Twojemu komentarzowi zgadzam się w 100% z tym managerem.
      Dla większości kandydatów praca jest na drugim miejscu i chcą taniego miejsca na pobyt. On naprawdę nie może nic na to poradzić.

  2. Hans mówi

    Kiedy zobaczyłam tytuł tego artykułu, od razu pomyślałam, że chodzi o dom w Tajlandii. Więc myślę jak pół Tajka 🙂

  3. Leon mówi

    Cóż, cieszę się, że usłyszałem opinię pracodawcy.

  4. DO Nundy mówi

    Dobrze,

    Odpowiedź:
    inżynierowie wsparcia
    Jestem bezrobotny (prawie 65 lat) chciałbym pracować i mieszkać w Tajlandii.

    Moja tajska dziewczyna (żona) naprawdę chce, żebyśmy mieszkali w Tajlandii (z jej rodziną), a praca byłaby świetna.

    powitanie

  5. PEER mówi

    Tak,
    Ten człowiek może spokojnie zacząć pracować u mnie jako kierownik personalny: zna się na niuansach i wie, z którego regału jedzą jego ludzie.

  6. Freek mówi

    Facet ma całkowitą rację! Od 2006 roku jestem oddelegowany do Bangkoku z naszej holenderskiej firmy. Nie chciałbyś wiedzieć, jak trudne jest uzyskanie i utrzymanie pozwolenia na pracę, wizy itp.! I rzeczywiście, wszystko to kosztuje fortunę. Na szczęście mamy bardzo dobrą kancelarię prawną i biuro administracyjne, które wszystko załatwiają i pilnują terminów wszystkich dokumentów i wiz. Jestem dyrektorem naszej Thai LTD. i po prostu pokaż mi się i/lub podpisz z imigracją. Sekretarka fabryki jest wielką pomocą we wszystkim, co dotyczy mojego ubezpieczenia samochodu, przeglądu samochodu, wiz do Chin (gdzie też regularnie pracuję), podatku drogowego, prawa jazdy i zwrotu podatku. Inaczej zupełnie bym zwariowała! Pracuję w 3 różnych fabrykach (Lad Krabang, Bang Na i Samut Prakan), więc codziennie jeżdżę samochodem przez Bangkok w korkach, pracuję 6 dni w tygodniu i jestem wszędzie w brudnej dzielnicy przemysłowej. Kiedy mówię ludziom w Holandii, że pracuję w Tajlandii, od razu stają się zazdrośni. Myślą o perłowo białych plażach z palmami, lodowatymi koktajlami i gorącymi laskami. Rzeczywistość jest naprawdę inna! Jest mi z tym dobrze, bardzo lubię Bangkok i jego zgiełk, a od lat mam naprawdę fajną tajską dziewczynę. Poza tym trzymam się z dala od innych kobiet, bo to tylko przysporzy nieszczęścia. Ale to na pewno nie jest święto!

    • Johnny B.G mówi

      @Szczery,
      Brzmi to bardzo dramatycznie, ale roczne pozwolenie na pracę, wiza i 90-dniowe raporty przez prawnika kosztowały nas ledwie 30,000 XNUMX bahtów. Nazywanie tego aktywem, który również podlega odliczeniu, wydaje mi się trochę smutne.
      Jeśli pracujesz również 6 dni w tygodniu, zastanawiam się, jaka jest frajda z pracy w Tajlandii, ale tak, każdy ma swoją własną rzecz.
      Jeśli jesteś teraz w BKK, korki nie będą już problemem, ale mam nadzieję, że wrócą.

      • chris mówi

        90-dniowe raportowanie jest bezpłatne i można to zrobić online. Zezwolenie na pracę: 3.100 bahtów; wiza 1.900 bahtów. Zwapnienie medyczne: 700 bahtów. Wiele kopii reklamy 2 bahty za kopię. Łącznie rocznie 5.800 bahtów.
        Ten prawnik dobrze na tobie zarabia. Zakładam, że 5.800 bahtów również podlega odliczeniu.
        A prawnikowi trzeba zaufać na 1000%, bo jeśli dogada się z pracownikiem Urzędu Imigracyjnego i/lub Urzędu Pracy (albo sam postawi pieczątki i podpisy) i wyjdzie na jaw, to byłeś małpą. . Prawnik zwolniony, wyjechałeś z kraju i nie wrócisz przez następne 5 lub 10 lat. I bez wymówki.
        Nie rozumiem, dlaczego nie weźmiesz tego w swoje ręce w kraju takim jak Tajlandia. Lub udaj się do tych biur razem z prawnikiem.

  7. Freek mówi

    @ Johnny BG, Właśnie o to mi chodzi. Ludzie myślą, że wszystko jest piękne, ale ja tylko chcę ci powiedzieć, że to nie tylko róże. Nie przyjechałem też do Tajlandii dla zabawy, przyjechałem, żeby utrzymać naszą firmę na powierzchni i pozwolić pracownikom w Holandii i Tajlandii zachować pracę. Nie narzekam, nawet kończę z tym, że pokochałem Bangkok.
    Odpuść sobie…….

    • Jakub mówi

      Freek, ja też pracuję w Lat Krabang, a podróżowanie do Bang Na i Samut Prakan w tym samym miejscu poza Bangkokiem to pestka
      Jak powiedziałem wcześniej, koszty dla WP i dla mnie na wizie Non O to jakieś 8,000 thb ze wszystkimi kopiami i zdjęciami. Non O robię sobie z żoną

      Ubezpieczenie auta, przegląd auta, wizy do Chin (gdzie też regularnie pracuję) podatek drogowy, prawo jazdy i zwrot podatku???? to nie są rzeczy, które utrudniają ci życie
      Ubezpieczenie auta przez internet, przegląd za nowy na moje auto służbowe, podatek drogowy przechodzi przez bank, prawo jazdy raz na 5 lat jakaś poranna rozrywka, zwroty PZ

      Jeżdżę też po regionie i też do Chin, ta wiza kosztuje jeden ranek, na 2 lata, reszta idzie na przyjazd lub wiza E lub zwolnienie z wizy

      Możesz też sobie to utrudnić

  8. Jakub mówi

    Co nie zmienia faktu, że międzynarodowe, a nawet międzykontynentalne aplikacje niezamówione mają szansę 0,0001% i wtedy nadal szacuję to z grubsza...

    Nikt nie potrzebuje poszukiwaczy przygód…

    Zostałem wysłany przez firmę B/NL pod koniec ubiegłego wieku, znalazłem innego pracodawcę 3 lata później i nigdy nie oglądałem się za siebie, 6 pracodawców później nadal w Tajlandii

    Wszystkie firmy wielonarodowe i headhunted 3 razy
    Jakość sama się nie zaprzecza, hahahaha

  9. dym mówi

    Jako trochę inteligentny informatyk, naturalnie robisz to na odwrót. Klienci w UE i mieszkają w dowolnym miejscu na świecie, gdzie jest przyzwoity internet.


Zostaw komentarz

Tajlandiablog.nl używa plików cookie

Nasz serwis działa najlepiej dzięki plikom cookies. W ten sposób możemy zapamiętać Twoje ustawienia, przedstawić Ci osobistą ofertę i pomóc nam poprawić jakość strony internetowej. Czytaj więcej

Tak, chcę dobrą stronę internetową