Wiele tajlandzkich źródeł donosi o aresztowaniu na Koh Samui przez policję imigracyjną Surit Thani węgierskiej kobiety, której mąż niedawno zmarł.  

Okazało się, że przebywała na wyspie nielegalnie przez 4165 dni (11 lat i 7 miesięcy). Węgierka od razu wyznała, że ​​przyjechała do Tajlandii 30 listopada 2009 roku z wizą turystyczną ważną do końca lutego 2010 roku. Mieszkała z mężem, który prowadził firmę handlową na wyspie, w Bo Phut i nigdy nie przejmowała się jej wizę do przedłużenia.

Zgodnie z obowiązującymi przepisami wdowa może zostać ukarana grzywną w wysokości 20.000 10 bahtów plus wydalenie z kraju na okres XNUMX lat lub nawet dożywocie.

Tajskie media społecznościowe masowo reagują na ten incydent, ponieważ pytanie brzmi, czy aresztowanie było czysto przypadkowe, czy celowe po niedawnej śmierci jej męża. Kobieta mieszkała na Koh Samui od lat, więc nie będzie zupełnie nieznana. Dlaczego więc nie została aresztowana wcześniej? To Tajlandia, więc mnóstwo plotek i spekulacji!

We wszystkich tych reakcjach także wiele wyrazów poparcia dla niej ze strony osób, które uważają, że w tej sprawie należy się złagodzenie kary, aby w żadnym wypadku nie doszło do deportacji. Cóż, kto wie, może to powiedzieć!

Źródło: różne strony internetowe

19 odpowiedzi na „Węgierska wdowa na Koh Samui przyłapana na 4165 dniach przedłużania pobytu”

  1. Ruud mówi

    Przypuszczam, że śmierć jej męża postawiła ją na celowniku Służby Imigracyjnej.

    Co więcej, sama była odpowiedzialna za przedłużenie wizy, gdyby po prostu to zrobiła, nic by się nie stało.
    Może to zabrzmieć ostro, ale ostatecznie jej aresztowanie jest wynikiem tego, że nie uznała za konieczne przestrzegania zasad i upewnienia się, że jej wiza była ważna przez 11 lat.

    • Erik mówi

      Tak, te zasady, Ruud. Dotyczą jej także, ściśle mówiąc. Śledzisz ich i płacisz opłaty, więc ona powinna zrobić to samo.

      Ale nie znamy jej sytuacji. Mężulek to wszystko zaaranżował, a teraz mężulek odszedł i nic nie jest w porządku. Pary się rozpadają, a potem okazuje się, że nawet w Holandii jeden z partnerów nie wie nawet, jak wpłacić jakąś kwotę przez bank… To się wciąż zdarza, a potem wskazywanie palcem jest bardzo łatwe. Rzeczy często mają dwie strony.

      Trudna sprawa dla imigracji i usłyszymy, co postanowiono.

      • Rob W. mówi

        Myślę, że na palcach jednej ręki nie da się policzyć ludzi, których „kobieta” lub „mężczyzna” zajmuje się wszystkim… Bo losowo zgaduję z krzesła: „to takie proste”, „znam język nie/ ledwo”, jest w tym lepszy ode mnie”. I z kilkoma krytycznymi pytaniami na ten temat: „..jeśli mój partner zniknie? Cóż, umrę wcześniej / nigdy o tym nie myślałem / zobaczymy. Przydaje się, jeśli obaj partnerzy opanowali chociaż podstawy z zakresu spraw finansowych, zakwaterowania, gotowania, dachu nad głową i opieki zdrowotnej (ubezpieczenia). Wtedy nie znajdziesz się nagle plecami do ściany... No i mały dressing byłby miłym dodatkiem, ale nie jest to absolutnie konieczne... 1

        Dla nas, za naszą klawiaturą, nie da się określić, czy było to „(z perspektywy czasu) trochę głupie”, czy czyste lenistwo czy intencja. Mamy więc nadzieję, że urzędnicy służby podejmą odpowiednie działania następcze w tej sprawie.

    • Willem mówi

      Została zatrzymana podczas rutynowej kontroli drogowej. Nie miała nic wspólnego ze śmiercią jej męża.

  2. Hansa van Mourika mówi

    Możliwe, że jej mąż to wszystko organizuje.
    A ona nic tu nie wie.
    Hansa vanMourika

    • RonnyLatYa mówi

      Najwyraźniej nie robił tego przez ostatnie 11 lat.

    • Ruud mówi

      Nie chcesz się niczego uczyć na własne ryzyko, chyba że jej mąż chciał ją całkowicie od siebie uzależnić.
      Tego jednak (jeszcze?) nie wiemy.

  3. rvv mówi

    Zasady to zasady i obowiązują wszystkich. Więc tylko grzywna i wywózka z kraju. Dlaczego nie jedno a nie drugie.

  4. Tony Chiang Rai mówi

    wygasła nie tylko data ważności jej wizy, ale także paszportu

  5. Mark mówi

    Dlaczego wszyscy mówią o (ir?) odpowiedzialności tej kobiety i/lub jej męża?
    Ta historia mówi co najmniej tyle samo o policji imigracyjnej.
    Ci stróże prawa są obsługiwani przez większość z nas co najmniej raz na 90 dni z pokaźnym stosem kopii wszelkiego rodzaju dokumentów na ich zawołanie.
    Mają w tym zajęcie, byle nie celowe, jeśli czyta się tego rodzaju historie.

    • Willem mówi

      Dokładnie tak. Ci, których chcą przymknąć, nie zgłaszają się co 90 dni. Pozostają pod radarem. Dlatego stwierdzenie, że 90-dniowe powiadomienie ma na celu walkę z nielegalnym pobytem, ​​jest absolutną farsą.

  6. Christiaan mówi

    Po prostu dałbym temu humanitarne rozwiązanie poprzez zobowiązanie do zapłaty 11-krotności kwoty rocznego odnowienia, ponieważ myślę, że ta pani naprawdę nie wiedziała lub myślała, że ​​​​jej mąż organizował to co roku.

  7. Wima Ramsaira mówi

    Wcale mnie to nie dziwi, mieszkam w Tajlandii już 10 lat, nigdy nie widziałem nikogo z urzędu imigracyjnego, nigdy też nie miałem przy sobie paszportu… nie ma problemu! wszystko w porządku.

  8. Józef Fleming mówi

    Ta pani, która tak długo przebywała nielegalnie w Tajlandii, musi zostać ukarana grzywną i deportowana.
    Aż trudno uwierzyć, że ona nic nie wiedziała, jeśli składasz wniosek o paszport, musisz być obecny i wtedy musisz sam zdecydować na 5 lat lub 7 lat.
    Kiedyś opuściłem kraj z 2 dniowym opóźnieniem z powodu choroby, ale przy imigracji w Suvarnabhumi musiałem zapłacić 2x 500 bahtów, nieubłaganie, byłem chory czy nie.
    Więc… Wysoka grzywna i deportacja to jedyne sprawiedliwe rozwiązanie.
    Tacy nielegalni rujnują to innym.

    Miłego weekendu dla wszystkich,
    Jozef

  9. Johnny B.G mówi

    Może chciała wrócić na Węgry i udało jej się zawrzeć niezłą umowę. Obie strony są szczęśliwe, podobno zostały aresztowane, bo nie przestrzegały prawa i służby imigracyjnej, która mogła kogoś złapać po 10 latach, co za hołd…. Przynajmniej zwraca uwagę mediów i to też jest coś warte.
    Nikt poza nimi i imigracją nie wie, co się stało, aw kraju, w którym tak wiele o tym mówi się w wiadomościach, zawsze mam kilka znaków zapytania. Z reguły nie je się tak gorącej zupy, jeśli masz kontakty, a już na pewno, jeśli mieszkasz na wyspie od 10 lat. Jeden z urzędników zawsze ma prawo zrobić wyjątek.
    Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy.

  10. janbeute mówi

    Myślę też, że cała ta historia jest wielkim ciosem dla imigracji na tej małej wyspie.
    Ale czego chcesz, to papierowy tygrys z kopiami i znaczkami.
    Ja też mieszkam tu od 16 lat i nigdy nie widziałem urzędnika imi w domu ani w okolicy.
    Ale dlaczego miałbyś lepiej siedzieć cały dzień na krześle za komputerem w pobliżu klimatyzacji, niż chodzić w upale w poszukiwaniu przedłużających się farangów.
    Niewiele inaczej jest z lokalną żandarmerią, nigdy nie widać dojeżdżających na ulicy lub rzadko dojeżdżają.
    Mógłbym złożyć bombę atomową w mojej szopie i nikt tego nie zauważył.
    Myślę, że powinni dać tej kobiecie zezwolenie na pobyt stały ze wstydu za zaniedbanie swoich uprawnień śledczych, wydane przez samego Prayuta.

    Jana Beuta.

  11. Ger Korat mówi

    W Tajlandii jest już tak niewielu obcokrajowców z Zachodu, niech po prostu zostaną. Tajowie chcieliby mieć jak najwięcej zagranicznych gości, 40 milionów i rośnie przed koroną, to też jest mile widziane.Albo dokonujemy wymiany więźniów, przepraszam, nielegalna wymiana cudzoziemców z Koreą Południową: czy mogę mieć 1 zachodnią nielegalną, wtedy otrzymasz od mnie 100.000 150.000 nielegalnych Tajów (w Korei Południowej jest około XNUMX XNUMX nielegalnych Tajów).
    Albo zaoferuj jej pracę i zezwolenie na pobyt jako rząd Tajlandii, ponieważ może poinformować władze Tajlandii, dlaczego i jak pozostawała niewidoczna przez 10 lat.
    Właśnie odebrałem świadectwo rezydencji w moim urzędzie imigracyjnym w tym tygodniu i pozwolono mi oddać 3 kopie mojego paszportu, a także 3x wszystkie strony paszportu, czekając na tajski medal, ponieważ mam już około 200 równych kopii mojej strony posiadacza ( dane osobowe i zdjęcie) mojego paszportu złożonego w urzędzie imigracyjnym i będzie to trwało jeszcze kilka lat.

    • janbeute mówi

      Tak jak pisałem, to tylko papierowy tygrys z niekończącymi się kopiami.
      W ciągu 90 dni za każdym razem w Lamphun ten sam problem.
      Moje zdjęcie w paszporcie już blaknie od światła w tych wielu kserokopiarkach.
      Spraw, by choć raz było inaczej, idź z duchem czasu.

      Jana Beuta.

  12. Chris mówi

    Gdybym dostawał 15 bahtów za każdy podpis, który złożyłem na dokumentach i kopiach, o które proszą mnie tajskie władze (imigracja, umowa o pracę, pozwolenie na pracę, pracodawca, szpital, bank, dealer samochodowy) za 100 lat, z łatwością mógłbym uzyskać dom od Joe Ferrari w Bangkoku.


Zostaw komentarz

Tajlandiablog.nl używa plików cookie

Nasz serwis działa najlepiej dzięki plikom cookies. W ten sposób możemy zapamiętać Twoje ustawienia, przedstawić Ci osobistą ofertę i pomóc nam poprawić jakość strony internetowej. Czytaj więcej

Tak, chcę dobrą stronę internetową